Marvenia PBF

Ograniczając wyobraźnię więzimy samych siebie...

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

Ogłoszenie

Pamiętaj!! Oszukując (przykładowo fałszując ilość pieniędzy) niszczysz przyjemność gry TYLKO I WYŁĄCZNIE sobie!

#1 2011-06-11 09:53:07

 Gro

Administrator

1245701
Zarejestrowany: 2011-06-09
Posty: 123
Punktów :   

Marvenijskie legendy

Legenda o pierwszym z pierwszych



Pewnego razu grupka rolników pracujących na polu przysiadła w cieniu dębu rosnącego na miedzy. Jedli, pili i odpoczywali, gdy nagle w oddali na niebie zauważyli ptaka.
- Cóż to za ptak? Robi się większy i większy - pytali jedni.
- Nie wiem, nie widziałem nigdy takiego ptaka - odpowiadali drudzy.
Gdy tajemniczy ptak był już na tyle blisko aby dało się zobaczyć jego prawdziwe oblicze, wszyscy zamarli w miejscu. Wielkie ptaszysko przeleciało nisko nad dębem i już po chwili wszyscy zbiegli z pola. Szybko jak nigdy biegli do pobliskiego miasteczka zwanego Mezapolem. Wielki ptak był już daleko na południu, gdy robotnicy przybiegli do burmistrza.
- Panie, o panie! Wielkie ptaszysko, okropne i straszne leciało tam, o tam! - krzyczeli wszyscy.
- Spokojnie, spokojnie! Niech wypowie się jedna osoba. - uspokoił ich burmistrz.
Z grona wystąpił rosły chłop i rzekł:
- Wielkie ptaszysko przeleciało na południe nad naszą wioseczką, panie.
Burmistrz widział w życiu wiele wielkich ptaszysk, więc zapytał jak ono wyglądało. Uzyskał dokładny opis - wielkie, prawie przeźroczyste skrzydła, korpus i ogon pokryty łuskami, dwa wielkie rogi na głowie i ogromne pazury na przednich i tylnych łapach. Odesłał robotników z powrotem mówiąc, że to rzadki, przyjazny gatunek ptaka. Sam zaś zbiegł szybko do biblioteki i siedział tam równą dobę, zanim znalazł. Następnie pobiegł do nadwornego kręgu magów i wszystko opowiedział. Rada zwołana specjalnie na tę okazję objawiła, że na razie nic nie należy robić. Nie wiadomo, czy to rzeczywiście to, o czym myślał burmistrz. Tak też przez parę lat burmistrz razem z magami żyli w niepewności, aż w końcu stało się coś straszliwego. Wielkie ptaszysko zaatakowało Mezapol żywcem spalając jego większą część. Przez wiele lat Mezapol był odbudowywany, ale gdy już do tego doszło zarządzono wyprawę wojenną. Burmistrz Mezapolu zaangażował wojska całych Krain Wiecznie Zielonych i wszystkich magów Mezapolu oraz Ravenhallu. W wielkiej wyprawie wojennej ruszyli w góry, skąd wielkie ptaszysko nadlatywało. Nikt nie wiedział dokąd konkretnie idą. Po stu dniach plątaniny między górskimi szczytami, przełęczami i lodowcami została tylko garstka - pięciu magów i siedmiu wojowników, oraz burmistrz Mezapolu. Postanowili rozbić obóz u podnóża najwyższej góry w okolicy, jak i najwyższej w całych górach. Jedli, pili i martwili się że nigdy już nie zobaczą domu, gdy nagle słyszeć się dało przeraźliwy ryk z góry. Nie myśląc za wiele wszyscy ruszyli na jej szczyt. Szli tam całą noc targani mrozem, wiatrem i rykiem, aż w końcu doszli. Na samym szczycie góry czekało na nich przeogromne ptaszysko, wielkie jak pięciu orków i silne jak stu. Wtedy też przemówiło ludzkim głosem.
- Czego chcecie, nędzni ludzie?
Burmistrz niepewnie wysunął się na przód.
- Czy... Czy Ty jesteś smokiem?
- Taką mi nazwę Verander przypisał i tak się zwę, a na imię mi Saraon. Czego zatem chcecie?
Najdzielniejszy z wojów wysunął się na przód i rzekł niskim tonem:
- Przybyliśmy zgładzić Cię, bestio za to coś Krainie Wiecznej Zieleni zrobiła!
Po czym dobył topora i mocno zamachnął się aby odciąć smokowi nogę. Topór rozbił się w drebiezgi a smok tylko się rozzłościł, magowie cofnęli się a każdy wojownik ruszył do boju. Każda broń łamała się na twardej skórze smoka tak długo, aż nie miało się już co łamać. Pozostali magowie. Smok popatrzył na nich spode łba i stanął na tylnych łapach ziejąc ogniem w górę.
- Teraz albo nigdy! - krzyknął arcy mag kręgu i wszyscy użyli jednego zaklęcia pokrywając smoka grubą  warstwą twardego jak stal kamienia.

Podobno do dziś stoi na najwyższej górze północno-zachodniego pasma i czeka na rozbicie jego pokrywy...



Legenda o krainie za oceanem



Gdy w Marvenii ludność była sprawiedliwa i ze sobą współgrała, postanowiono wyruszyć z wyprawą na koniec świata. Zamierzano znaleźć grupę ochotników, która popłynie galerą na koniec świata, wróci i zda relacje. Tak też się stało. Z całej Marvenii zbierano ludzi, elfów, krasnoludów a nawet i orków którzy byli chętni na pełen niebezpieczeństw rejs. To była wielka niewiadoma, nikt nie spodziewał się co może tam być. Po miesiącu przygotowań grupa ochotników złożona z dwunastu ludzi, siedmiu leśnych elfów, trzech krasnoludów i pięciu orków wyruszyła w rejs ze wschodniego brzegu Marvenii. Wszyscy z wytęsknieniem czekali na raport z ich wyprawy. Wysłano nawet następne dwa rejsy ochotników. Nie przychodziły żadne wieści. Nawet wiadomości w butelce. Ludność Marvenii zapomniała o wyprawach i dalej żyła własnym życiem, aż pewnego dnia w jednym z portów wschodniego wybrzeża podniesiono okrzyki i oklaski, jak tylko zauważono znajomy okręt z drugiej wyprawy. Jak tylko okręt twardo przybił do brzegu, wszyscy wbiegli na pokład przywitać odkrywców. To co zobaczyli było straszne. Pod pokładem znaleźli zmasakrowane ciała ochotników wszystkich z wypraw i kilka stron notatek. Najważniejsze z nich wszystkich były jednak słowa: "Bestie rodem z głowy Nekrosa zawładnęły tym światem. Nie odpłyniemy póki w imię Marvenii nie wytępimy tych dziwactw, albo one nas! Ci miniaturowi orkowie nie mają z nami szans..." Ciała pogrzebano bardzo głęboko, a statek razem z notatkami zatopiono. Nikt już nawet nie marzy o wypłynięciu w taki rejs.



Legenda o drzewie Mintu i białej mikusie



Od samego początku istnienia każda rasa Marvenii nękana była niezliczoną ilością chorób. Matka natura patrzyła z boskiego miasta na te wszystkie nieszczęścia, i ruszało ją to, co widziała. Pewnego dnia postanowiła dać Marvenii lecznicze rośliny. Zeszła więc na ziemię i przechadzając się przez puszcze, łąki, pola i bagna rozsypywała lecznicze zioła i korzenie. Jedne były mocniejsze, inne słabsze, ale żadne z nich nie potrafiło uleczyć wszystkich chorób w Marvenii. Gdy Meleandra wróciła do miasta bogów, po jakimś czasie znów zaczęła obserwować wszelakie rasy korzące się u stóp bogów i błagające o litość i zdjęcie chorób. Matka natura przez wiele czasu myślała nad rozwiązaniem. W końcu zeszła z powrotem na ziemię i poszła tam, gdzie wcześniej nie była - w sam środek mrocznego lasu. Znalazła się na rozległej polanie i postanowiła, że właśnie tutaj będzie rosło drzewo, które dostarczy lekarstwa na każdą chorobę wszelkich ras Marvenii. Nazwała to drzewo drzewem Mintu, co w pradawnym języku znaczy "drzewo uleczenia; lekarstwa; leku". Cień drzewa objął całą wielką polanę, a jego czubek sięgał wysoko ponad pozostałe drzewa Marvenii. Na gałęziach Meleandra rozsypała kwiat zwany białą mikusą. To właśnie biała mikusa miała być lekarstwem na każde schorzenie. Następnie Meleandra wstąpiła na sam czubek drzewa i rozglądając się po ogromnej Marvenii rzekła: "Niechże tak teraz będzie, że tylko nieliczni śmiałkowie będą w stanie zerwać kwiat białej mikusy z mego wielkiego drzewa Mintu, i niech tak teraz będzie, że nieliczni tylko znać będą miejsce tego drzewa!", i rozsiała po całej wschodniej kniei niezliczoną liczbę niebezpiecznych istot, a spośród żywych istot do dziś tylko garstka wie, gdzie leży to drzewo. Zrobiwszy to, wstąpiła spowrotem do boskiego miasta.



Legenda o sercu Marvenii



Gdy matka natura stworzyła wielkie drzewo Mintu, pozostali bogowie stali się zazdrośni. Przez długi, długi czas obradowali nad tym, co powinni stworzyć, aby dorównać Meleandrze. Pewnego razu Kealyn wpadł na pomysł, aby stworzyć drzewo, które odliczałoby czas do końca świata. Drzewo to stałoby się sercem Marvenii, i ścięcie go byłoby nie tylko samobójstwem, ale i ludobójstwem. Jednakże plan ten odszedł w zapomnienie, gdyż żaden z bogów nie miał pojęcia, które miejsce byłoby odpowiednie dla drzewa takiej wagi. Na wiele wieków każdy z boskiego miasta zapomniał o drzewie, które miało stać się sercem Marvenii. W końcu pewnego razu, ponad sześć wieków temu, ludzie rozpoczęli budowę warowni w północno-zachodniej części Krain. Bogowie bacznie obserwowali powstawanie tejże warowni. Posłali nawet szpiegów, aby dowiedzieli się o niej więcej. Gdy wrócili, wyjaśnili wszystko. Warownia ta nazywać się będzie warownią Falhensall i ma za zadanie nie tylko odeprzeć atak nawet największej armii, ale i stworzyć dla ludzi dom. Bogowie podziwiali ludzi za pomysł otoczenia miastem majestatycznej warowni. Gdy ludzie skończyli budowę i zaczęli zasiedlanie, do władcy warowni przemówili bogowie:
- Namenerze Vealu, majestat tej warowni nie zna granic, tak więc przyjmij na swe barki ogromną odpowiedzialność. Oto ofiarujemy ci to drzewo. Drzewo to zostanie sercem Marvenii i raz zasadzone nie może zostać ścięte! Ostrzegam, że jest to roślina ogromnych rozmiarów, która co rok tracić będzie jeden liść. Gdy każdy liść opadnie, wasza i każda inna rasa Marvenii zginie!
Namener wystraszył się tej przepowiedni, ale nie śmiał sprzeciwiać się woli bogów. Stworzył więc w warowni salę pod otwartym niebem i tam też posadził przyszłe serce Marvenii.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.058 seconds, 7 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.ekstranaruto.pun.pl www.golebiegoluchow.pun.pl www.szczurekom.pun.pl www.137gzbialystok.pun.pl www.sp34rocznik2010.pun.pl